Wyprawa do Grecji – Dzień 21
Korynt – Athens Wstając rano z ostatniego dzikiego campingu wiemy, że to już dziś. Ateny są już tylko 80 km od nas. Jest mniej kilometrów
29 kwietnia, jeszcze w trakcie pracy powoli przygotowywałem nasze rowery, bagaże i oświetlenie do bezpiecznej jazdy już po zmroku do naszego miejsca na noc. Udało nam się uzgodnić z ciotką Oli, że przenocuje nas w Czersku. Dzięki temu mieliśmy mniej zmartwień o jedzenie i moglibyśmy wykręcić więcej kilometrów. A niestety z powodu pracy, czyli przeszkadzacza w życiu nasz wyjazd rozpoczynał się dopiero o 16:30.
Nasze wyjazdy planujemy zawsze napięte do granicy możliwości i z dbaniem o każdą minutę. Trudno tutaj nie stresować się upływającym czasem, ale dzięki temu noclegowi mogliśmy spokojniej startować.
30 kwietnia rozpoczął się pierwszy prawdziwy dzień naszego wyjazdu. Mieliśmy przewagę skorzystania z ogromnego śniadania u ciotki Oli. Naładowani kaloriami mogliśmy ruszać stabilnym tempem. Wystartowaliśmy już o 7 rano. Spodziewany słoneczny dzień zapowiadał bardzo dobrą, zupełnie bez stresu jazdę. To zawsze miłe kiedy nie trzeba się przejmować dystansem i mieć pewność, że nasz cel jest spokojnie wyznaczony.
Startowaliśmy w kurtkach przeciwdeszczowych, z samego rana było jeszcze dosyć zimno, może 5*C. Natomiast po drodze była okazja po raz pierwszy podczas tej wyprawy przebrać się w krótkie spodenki.
Naszym celem była Piła, czyli do przejechania planowaliśmy 130-140km, ale trasa, pogoda i lekko wiatr w plecy prowadziła nas dalej. W Pile zjedliśmy natomiast obiad w barze mlecznym obok dworca PKP.
Dzięki temu, że nasze noclegi były wyznaczane po lasach, a Polska ma ich naprawdę bardzo dużo w przerwie mogłem przeklikać w aplikacji Komoot nasz docelowy punkt. Wybrałem ogromny las za Trzcianką. Co ciekawe okazało się, że las wygląda bardziej jak las gospodarczy, zasadzony przez człowieka w równe rzędy. Przez to na wiele metrów była widać w głąb lasu. Wypatrywałem również miejsca nad jeziorem, ale szybka ocena wskazała, że miejsca może zabraknąć.
Spodziewaliśmy się bardzo zimnej nocy, ale finalnie okazało się, że temperatura spadła do 5*C i ubranie wszystkiego co mamy w śpiworach z limitem 4*C okazało się bardzo dobrą kombinacją. Nie było tak źle. Dodatkowo ugotowaliśmy rano 400ml kawy, którą wypiliśmy na szybko z shakera.
No i z powodu trochę lepszej temperatury straciliśmy duże tempo zbierania się, które charakteryzowało nasz poprzedni wyjazd do Szczecina gdzie w nocy budziło nas zimno i było to moje zmartwienie.
Na 1 maja mieliśmy zaplanowane pierwotnie nocowanie pod Gorzowem Wielkopolskim, ale w związku z bardzo dobrą jazdą nadrobiliśmy aż 60km i nasz nocleg na 1 maja musieliśmy przesunąć. Niestety z mapy wcale nie wyglądało aby za granicą Polski udało się szybko znaleźć miejsce noclegowe. Przez co wyszukałem nocleg tuż przed granicą w Kostrzynie nad Odrą blisko słynnego pola namiotowego Pol and Rock.
Po zjedzeniu obiadu w Gorzowie a dokładniej tradycyjnego naszego dania wyjazdowego – pizzy ruszyliśmy w drogę. Na prognozach widzieliśmy, że będzie całkiem ładnie, a w nocy nawet 8-9 stopni. Wszystko przez zapowiadane zachmurzenie.
Zaskoczył nas jednak deszcz w trakcie nocy. Uderzenia kropli deszczu były tak hałaśliwe jakbyśmy byli w środku monsunu a na zewnątrz okazało się, że tylko kropi.
2 maja podjęliśmy decyzję, że my cebulacy weźmiemy nocleg w prawdziwym hostelu aby nie tracić czasu nad dojeżdżanie następnego dnia do atrakcji Berlina a zwiedzić je jeszcze tego samego dnia.
Okazało się, że to była dobra decyzja. Jeszcze się tego uczymy, ale czasem trzeba wydać pieniądze i skorzystać z prawdziwego noclegu, noclegu ze śniadaniem bufetowym dzięki któremu w dniu powrotu pociągiem nie musieliśmy zbyt wiele dokupować bo byliśmy wciąż pełni po godzinnej sesji na jadalni.
Korynt – Athens Wstając rano z ostatniego dzikiego campingu wiemy, że to już dziś. Ateny są już tylko 80 km od nas. Jest mniej kilometrów
Patras – Korynt Dzień zaczyna się ciekawie, a noc jest w miarę spokojna. Trochę świecą się w nocy światła z fabryki i portu, ale trwa
Menidi – Patras 8:30, czas się zbierać. Tęsknimy za burkami, których tutaj już niestety nie ma. Zachwycamy się tak dla odmiany wielością serów feta i